czwartek, 7 stycznia 2016

Rozdział 2

2 miesiące później...


      Przeciągnęłam się na łóżku i z cichym pomrukiem wstałam. Czeka mnie kolejny pracowity dzień przy dziecku. Odkąd Will się urodził, przestałam mieć czas na cokolwiek. Ten mały łobuz pochłania całą moją uwagę. A to jest głodny, a to trzeba zmienić pieluchę. Przynajmniej ten plus, że na razie nie muszę gotować dla niego żadnych zupek. Jednak jego ojciec też jest bardzo łakomym stworzeniem i po powrocie z pracy chętnie by zjadł porcję domowego obiadu. A ja także nie jestem robotem i muszę coś jeść, aby mieć siłę do dalszych działań.
     Ruszyłam w kierunku kołyski, gdzie mój syn jeszcze spał. No tak, śniadanie jadł o piątej rano, to teraz musi się wyspać. Posłałam mu ciepły uśmiech i poprawiłam kocyk, którym jest przykryty.
     Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Zerknęłam na dziecko i wyszłam z pokoju. Zeszłam na dół i otworzyłam. Zmarszczyłam brwi, widząc o tak wczesnej porze Ninę. Ona chyba nie wstaje o siódmej, nigdy.
- Coś się stało? - zapytałam się, wpuszczając ją do środka. Pokiwała delikatnie głową i usiadła na kanapie u mnie w salonie. Ja zajęłam miejsce na fotelu i przyjrzałam się mojej przyjaciółce. Wygląda na zmartwioną, ale żadnych złych oznak, jeśli chodzi o zdrowie, nie widzę.
- Wiesz... Ostatnie, jak byłam w barze, słyszałam jak dwie dziewczyny rozmawiały o czymś dziwnym. Mówiły, że mają się ujawnić i że część z nich się na to nie zgadza. Potem przyjechał jakiś wysoki brunet, któremu ledwo zauważalnie się ukłoniły. Jakbym ich nie obserwowała to bym tego nie zauważyła. To... ja myślę, że może to mieć jakiś związek z tym martwym ptakiem... Pamiętasz, ten w pokoju Luka.... - powiedziała szybko i umilkła. Przygryzła wargę i wlepiła swój wzrok w dłonie. Westchnęła cicho i spojrzała na mnie. - Nie wierzysz mi, prawda? Uważasz, że wpadłam w jakąś paranoję?
- Nie, Nina - mruknęłam niezbyt przekonująco. Sama muszę się nad tym zastanowić, ale coś w tym jest. Mam złe przeczucia, od jakiegoś czasu, jednak nie zwracałam na nie zbytniej uwagi. Odgarnęłam włosy za ucho i posłałam jej lekko wymuszony uśmiech. - Nie masz, co się zadręczać. Pewnie mówili o jakiejś parze, która jeszcze się nie ujawniła wśród przyjaciół. Wiesz doskonale, jak to jest. A ten ptak... Nie wiem, co mogę ci o nim powiedzieć. To było bardzo dziwne, ale może ten cały Luke wierzy w jakieś rytuały? Może jest Wiccanem? Przepraszam, chyba oni nie zabijają zwierząt.
-Może, ale jakoś tak wszystko zaczęło mnie przerastać. Cały czas mam jakiegoś pecha. A to potłukłam lustro, a to talerz. Może zwyczajnie jestem przewrażliwiona - wstała z miejsca, a ja poszłam w jej ślady. Położyłam jej dłoń na ramieniu z cieniem uśmiechu na ustach.
- Będzie dobrze. Zawsze po pechu nadchodzi szczęście, także nie wiesz, co cię czeka. Może znajdziesz męża? Widziałam, że ten cały Luke wpadł ci w oko, choć trochę cię przeraził - mruknęłam, puszczając jej oczko.
- No jasne - zaśmiała się. Odgarnęła swoje hebanowe włosy do tyłu. - Jak Will?
- Dobrze, cały czas je i śpi.  Jest grzeczny, ale nie mogę się doczekać aż zacznie coś mówić - odpowiedziałam jej z szerokim uśmiechem. Jakbym chciała to pewnie mogłabym godzinami się zachwycać i narzekać na mojego syna. Nina założyła włosy za ucho i przygryzła wargę. Spojrzała przez okno i zmarszczyła brwi.
- Ktoś do ciebie przyjechał? Widzę ten samochód już drugi dzień - oznajmiła, kiwając głową w stronę ulicy. Spojrzałam się we wskazanym kierunku i zauważyłam znowu to samo auto, którego tak dawno nie widziałam.
- Nie... ale już wcześniej je widziałam. Trochę mnie to niepokoi, ale doskonale wiem, że jak zgłoszę to na policję to mnie wyśmieją. Pomyślą, że jestem jakąś wariatką - przewróciłam oczami i przy okazji machnęłam ręką. - Zrobię nam kawy, bo jak młody się obudzi, to już po mnie. Nie będę mogła nic zrobić, póki go nie nakarmię.
- Rozumiem - usiadła z powrotem i złapała gazetę, która leży na stole. Zaczęła ją przeglądać i się krzywiła przy każdym artykule. - O czym wy czytacie? Nie macie innych tematów tylko jak dobrze przeprowadzić przeszczep nerki? Ludzie, zostawiajcie pracę poza domem i jej tu nie przynoście z pismami dla pracoholików.
- Zboczenie zawodowe - wyszłam z pomieszczenia i ruszyłam w stronę kuchni, obserwując kątem oka czarne auto. Stoi po drugiej stronie ulicy, ale nie mam pewności czy ktoś jej w środku. Chociaż mam takie wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. To dziwne, bo i tak z takiej odległości oraz przez firanki nikt normalny by nic nie zobaczył. Parsknęłam cichym śmiechem, próbując się pozbyć tego lekkiego strachu, który zaczął mnie ogarniać, odkąd Nina pokazała mi to nieznajome auto.  
- Ty produkujesz tę kawę czy jak?! - zawołała kobieta z drugiego pokoju. Uśmiechnęłam się do siebie pod nosem i złapałam dwa kubki z gorącym napojem. Weszłam do salonu, w którym brunetka uparcie czytała i próbowała zrozumieć proces transfuzji. 
- Już mam kawę, przyjaciółko - powiedziałam i postawiłam ją na stoliku. Usiadłam koło mojej sąsiadki na kanapie tak, aby mieć idealny widok z okna na ulicę gdzie nadal stało to czarne auto. Jednak mimo wszystko, wyglądałam tak, jakbym całą uwagę poświęcała Ninie. Westchnęłam cicho, aby tego nie zauważyła i uśmiechnęłam się do niej szeroko.
- Nie mam już do niczego siły... Jeszcze się budzę w nocy, bo mam wrażenie, że ktoś chodzi wokół mojego domu - prychnęła wściekle. Wzięła spory łyk kawy, patrząc się na mnie przenikliwie. - A jeszcze nie mogę się pozbyć z umysłu rozmowy tych dwóch kobiet, bo myślę, że ma to jakieś duże znaczenie. Może zwariowałam?
- W takim razie nie ty jedna. Ja już zwariowałam w momencie, gdy poszłam na studia medyczne - zaśmiałam się dźwięcznie. Zawsze wszyscy mi powtarzali, że mam oryginalny śmiech, który mógłby należeć do jakiegoś leśnego elfa lub małej wróżki. Nina uśmiechnęła się szeroko.
- Ale przecież nikt nie powiedział, że obie nie możemy być szalone. Nie wiem, dlaczego tak nie pomyślałaś, kochanie - powiedziała, parskając śmiechem. Zaczęłyśmy się razem śmiać, ale nadal nie traciłam czujności.
- Cześć Nina - zawołał Luis, wchodząc do domu. Zdjął płaszcz, rzucając go niedbale na szafkę w korytarzu, podobnie porzucając w drodze do salonu buty. Rozpostarł się na kanapie obok mnie, zamykając oczy i odchylając głowę do tyłu. - Co to za spotkania podczas mojej nieobecności?
- Wiesz, bo tak naprawdę jesteśmy lesbijkami, a twoja żona cię zdradza ze mną. Miałam ci tego nie mówić, ale zostawi dziecko tobie i wyjedziemy na Karaiby, gdzie kupimy sobie willę, w której będziemy uprawić dziki seks - odpowiedziała mu blondynka, poprawiając przy okazji swoje włosy. Luis uchylił jedną powiekę, ale po chwili na powrót ja zamknął z głośnym westchnięciem.
- Mogłem o tym nie wiedzieć i żyć w pięknym świecie, który został stworzony z kłamstwa. Jednak ty go zniszczyłaś tymi paroma słowami - położył rękę na sercu, nadal na nas nie patrząc. Zawsze się tak zachowywali w swoim towarzystwie. Tworzyliśmy taką trójkę przyjaciół,  gdzie każdy z nas mógł powiedzieć, co myśli o drugiej osobie bez zahamowań. To jest cudowne, choć czasami dołujące, bo nikt nie jest w stanie długo ukrywać swoich dziwnych nawyków ani wad. A wszystkie są sobie wzajemnie wypominane. Mimo wszystko kocham ich, tylko na innych płaszczyznach. Jednak za ich dwójkę i mojego syna dałabym się zabić bez najmniejszego zastanowienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz